Dziś obchodzimy pięćdziesiątą rocznicę powstania pierwszego filmu z serii 007. Jak łatwo się domyślić, chodzi o wstrząśniętego nie zmieszanego Jamesa Bonda. Niewiele z tych filmów miałem okazję oglądnąć, bo zawsze emitowano je na telewizyjnej, jedynce w późnych godzinach, i zasypiałem zawsze w pierwszych minutach. Pozwolę sobie więc przybliżyć jego obraz, z innych źródeł. Oficjalnie do tej pory nagrano o nim 22 filmy, a w przygotowaniu jest następny jubileuszowy. Do tej pory w jego postać wcieliło się sześciu aktorów, jednak mi najbardziej podobały się te, w których grał Pierce Brosnan. Pozostali aktorzy to Sean Connery, George Lazenby, Roger Moore, Timothy Dalton, i Daniel Craig. Mógłbym tak teraz wymieniać wszystkie odcinki, ale wypiszę te najlepsze, tzn; "Goldeneye", "Śmierć nadejdzie jutro" i "Casino Royal". Każdy odcinek zaczyna się od sekwencji początkowej, w której pojawia się widok z lufy, w niej widać idącego Bonda, który nagle się odwraca, i strzela, po czym widać spływającą krew wroga.

Pierwszy film z tej serii widziałem przypadkiem, kiedy byłem mały. Wtedy nie miałem pojęcia że to Doktor No, tylko zapamiętałem go jako "film w którym były czachy, wyspa, facet z pistoletem, i jakaś czarownica podobna do Dr Quinn". Wydawał mi się nudny i wyłączyłem po kilku minutach. Za to ulubionym odcinkiem był "Goldeneye",który miałem okazję oglądnąć już chyba z sześć razy, i jeszcze mi się nie znudził. Nie muszę chyba mówić za co uwielbiam ten film, bo to oczywiste - bo to Bond, i nic więcej nie trzeba dodawać.
Być może zastanawiacie się dlaczego odszedłem od whomanistycznych tematów. Powód jest prosty, tzn pięćdziesięciolecie filmu. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że 007 jest o rok starszy od Doktora Who. Zwiódł mnie wygląd, bo odcinki Doktora są czarno-białe, a Bonda kolorowe. Tak czy inaczej za rok w listopadzie, będę robił imprezę jego fanów, i mam nadzieję że ostatni Władca będzie lepszy od innych, ponieważ nie chcę się zawieść, gdy nadejdzie koniec.