Dziś czwartek, więc jak zwykle miałem lekcję obsługi konsumenta. Uczyliśmy się nakrywać do jadłospisu podstawowego i rozszerzonego. Nie jestem jakimś Mistrzem kelnerstwa, ale starałem się to robić jak najlepiej, więc układałem, przenosiłem, talerze, sztućce, kieliszki, no i serwetki oczywiście. Przy czym starałem się uniknąć zetknięcia ze szkłem, bo ręce tak mi latają jak kosmici nad Londynem. Doktor w wielu odcinkach pokazał wszystkie swoje umiejętności związane z obsługą, kiedy np wystrzelił szampanem w gumowego Mikiego, albo gdy z Rose obsługiwali przyjęcie jej matki w świecie równoległym. On ma to szczęście że radzi sobie dobrze we wszystkich dziedzinach a ja się muszę uczyć. Chociaż w odcinku "Rodzina Krwi", Martha powiedziała mu że jako człowiek jest beznadziejny.
Ja znów od trzech tygodni chodzę na lodowisko, i usiłuję nauczyć się jeździć na łyżwach, jednak zawsze gdy już miałem wejść coś mnie powstrzymywało. Postanowiłem się przełamać i wszedłem na lód. Pomyślałem sobie "koniec, zabije się", ale jednak moje nogi nie miały tego w planie. Zacząłem jeździć trzymając się barierki, ale to nie była jazda, tylko raczej szuranie butami. Wtem przypomniało mi się jak Doktor zabrał swoją żonę, River Song, na łyżwy na jarmarku na zamarzniętej Tamizie w 1814r. i nakłonił Steviego Wondera żeby dla nich zaśpiewał, i zadecydowałem że muszę się przełamać bo inaczej nic w życiu nie osiągnę, a co najważniejsze nie będę podobny do mojego ideału. Wjechałem na środek tafli i ... jeździłem. Zeszło mi na tym dwie godziny, i pewnie zostałbym dłużej, gdyby mnie nie poturbowała dziewczyna łudząco podobna do Amy Pond. Skręciłem sobie rękę, ale warto było spróbować czegoś nowego, niż siedzieć na fejsbuku. Gdy tylko ręka mi się zregeneruje, i przestaną boleć kolana, wracam na lód.
Geronimo!!!