Na jutro w moim mieście, planowana jest manifestacja przeciwko wprowadzeniu w życie przepisów ACTA. Jest to jeden z małych kroków, które sprawiają że ludzkość dąży we właściwym kierunku, ku lepszej rzeczywistości. "Jesteśmy legionem, jesteśmy Anonymous" to hasło przewodnie protestu które zna cały dzisiejszy świat. Najważniejsze jest jednak to, że jednoczymy się we wspólnym celu, co nas zbliża i zwiększa szansę na zwycięstwo z przeciwieństwami rządów. Razem możemy wszystko!
Są też osoby, którym los internetu jest obojętny, to co się wydarzy wcale ich nie interesuje, a na końcu są oburzeni jak mogło dojść to takiego nieszczęścia. Wolą siedzieć w domu, grzać się przed piecem, oglądać telewizję, i pić piwko. Takie społeczeństwo ciemnych mas nie ma szans na przeżycie. Nie dziwię się, że Polska była pod rozbiorami ponad sto lat, a rasa Władców Czasu zginęła w wojnie. Po prostu byli bezczynni, nieodpowiedzialni, i wstyd mi za takich ludzi.
Czasem wystarczy naprawdę niewiele, aby zmienić bieg wydarzeń Ziemi. Przyszłość należy do nas, i pod tym względem jesteśmy Władcami Czasu. Nasze codzienne decyzje decydują o dalszej egzystencji, a bitwa o lepsze jutro, zaczyna się właśnie teraz. Zróbmy więc coś dla naszej planety, i złączmy się razem, wyrażając sprzeciw przeciwko ograniczeniom wolności. Żebyśmy kiedyś nie musieli się wstydzić.
wtorek, 31 stycznia 2012
poniedziałek, 30 stycznia 2012
Kosmici jednak istnieją
Niektórzy twierdzą że kosmici to tylko wymysł, wytwór ludzkiej wyobraźni i bajeczka dla małych dzieci. Są jednak zdarzenia i rzeczy, które utwierdzają nas w przekonaniu że tak nie jest. Kręgi w zbożu i światła na niebie, nigdy nie były zmyślone. Każda historia ma w sobie trochę prawdy, i tylko nieliczni mają w sobie tyle siły i odwagi, aby uwierzyć w istnienie prawie niemożliwego bytu, który może nas zniszczyć, i zmienić losy świata.
Wczoraj moja mama nie spała w nocy, i zobaczyła na niebie niezidentyfikowany latający obiekt. Był on wielkości około dziesięciu metrów kwadratowych. Latał po niebie torem ślizgowym, i mienił się tysiącami kolorów. Krążył nad domami mojego miasta mniej więcej dwie minuty , a następnie błyskawicznie wzleciał w przestworza. Wywołało to u mnie zaskoczenie, ale również zawód, że to nie ja widziałem ten wspaniały twór.
Tata twierdzi że obcy podróżują po ziemi każdego dnia i każdej nocy. Mają wysoko rozwiniętą technologię, która umożliwia im niewidzialność statków, zupełne wyciszenie silników, i wytwarzanie pola magnetycznego paraliżującego obiekty w pewnym promieniu. Zostawiają nam wiadomości w zbożu żeby się z nami porozumieć, lecz my raczej nigdy nie zrozumiemy tych znaków. Wydaje mi sie że przekazują nam w nich, przepowiednie dla Ziemi na kolejny rok. A jeśli nie wiecie czemu nie zajmują naszej planety, to Wam powiem. Jest najprawdopodobniej najgorszą, najbardziej zepsutą, dzięki czemu nikt nie chce jej przejąć.
Wczoraj moja mama nie spała w nocy, i zobaczyła na niebie niezidentyfikowany latający obiekt. Był on wielkości około dziesięciu metrów kwadratowych. Latał po niebie torem ślizgowym, i mienił się tysiącami kolorów. Krążył nad domami mojego miasta mniej więcej dwie minuty , a następnie błyskawicznie wzleciał w przestworza. Wywołało to u mnie zaskoczenie, ale również zawód, że to nie ja widziałem ten wspaniały twór.
Tata twierdzi że obcy podróżują po ziemi każdego dnia i każdej nocy. Mają wysoko rozwiniętą technologię, która umożliwia im niewidzialność statków, zupełne wyciszenie silników, i wytwarzanie pola magnetycznego paraliżującego obiekty w pewnym promieniu. Zostawiają nam wiadomości w zbożu żeby się z nami porozumieć, lecz my raczej nigdy nie zrozumiemy tych znaków. Wydaje mi sie że przekazują nam w nich, przepowiednie dla Ziemi na kolejny rok. A jeśli nie wiecie czemu nie zajmują naszej planety, to Wam powiem. Jest najprawdopodobniej najgorszą, najbardziej zepsutą, dzięki czemu nikt nie chce jej przejąć.
niedziela, 29 stycznia 2012
Motyw śrubokrętu, banana, i pięciu minut
W Doktorze Who, tak jak każdym innym serialu lub filmie, czasem są ukryte słowa klucze. Niekiedy należy wiele razy obejrzeć odcinek aby dostrzec powtarzające się sytuacje. Z każdym kolejnym powtórzeniem i zanalizowaniem, zauważam coraz to nowe szczegóły, które sprawiają że serial zmienia się w jedną wielką zawiłość. Wątki powodują zamieszanie, sprawiają że staje się zawiły, i coraz trudniejszy do zrozumienia. Wiele sytuacji się powtarza, a najzabawniejsze dotyczą znaków rozpoznawczych potencjalnych whomanistów.
1. Doktor kocha swój śrubokręt.
* W pierwszej serii chwalił się Jackowi, że on też ma coś sonicznego
* Z Dalekami kłócił się, że nie ma czujnika tylko śrubokręt
* Kiedy zniszczył się jego śrubokręt, chyba pięć razy powiedział że go kocha
* Cieszył się jak małe dziecko, kiedy TARDIS stworzyła dla niego nową wersję
2. Doktor lubi banany
* Wysadził fabrykę baterii, aby zasadzono tam ich plantację
* Podmienił Jackowi i River, pistolet na banana
* Zawsze mówił że lubi banany bo są smaczne
* Wymyślił koktajl bananowy dwieście lat wcześniej
3. Motyw pięciu minut
* Jack Harkness ukradł statek pewnej kobiecie, a powiedział że pożycza na pięć minut. Wydaje mi się że Doktor w taki sam sposób ukradł Tardisa.
* Doctor miał wrócić po Amy za pięć minut, a spóźnił się o dwanaście lat.
Tak jak już mówiłem, wszystkie momenty się przeplatają i tworzą cudowną całość. Dzięki tym trickom reżyserskim, każdy kto ogląda ten film ma możliwość różnych interpretacji.
1. Doktor kocha swój śrubokręt.
* W pierwszej serii chwalił się Jackowi, że on też ma coś sonicznego
* Z Dalekami kłócił się, że nie ma czujnika tylko śrubokręt
* Kiedy zniszczył się jego śrubokręt, chyba pięć razy powiedział że go kocha
* Cieszył się jak małe dziecko, kiedy TARDIS stworzyła dla niego nową wersję
2. Doktor lubi banany
* Wysadził fabrykę baterii, aby zasadzono tam ich plantację
* Podmienił Jackowi i River, pistolet na banana
* Zawsze mówił że lubi banany bo są smaczne
* Wymyślił koktajl bananowy dwieście lat wcześniej
3. Motyw pięciu minut
* Jack Harkness ukradł statek pewnej kobiecie, a powiedział że pożycza na pięć minut. Wydaje mi się że Doktor w taki sam sposób ukradł Tardisa.
* Doctor miał wrócić po Amy za pięć minut, a spóźnił się o dwanaście lat.
Tak jak już mówiłem, wszystkie momenty się przeplatają i tworzą cudowną całość. Dzięki tym trickom reżyserskim, każdy kto ogląda ten film ma możliwość różnych interpretacji.
sobota, 28 stycznia 2012
Towarzysze na przestrzeni dziejów
Na przestrzeni wieków Doktor przeważnie nie podróżował sam. Zawsze na swej drodze spotykał ludzi, kosmitów, lub żelazne psy. Wszyscy oni byli osobami którzy mieli szczęście stać się częścią jego historii, lecz każdy z nich miał inny powód żeby się do niej dołączyć. Bardzo często jednak, ich oczekiwania nie spełniały się, a czasem wręcz doprowadzały do cierpienia, i zupełnej przemiany. Zostało to ukazane w odcinku "Skradziona Ziemia", gdy Dzieci Czasu się zebrały by walczyć o Ziemię. Okazało się wtedy, że bezbronny władca unikający przemocy, uczynił z nich bezwzględną śmiercionośną broń. Z nimi najczęściej spędzał miłe chwile, i właśnie oni stali się powodem jego największego zmartwienia - samotności. Poniżej przedstawiam krótki opis poszczególnych postaci towarzyszących, mu w ciągu ostatnich lat.
*K9 - wierny pies Doktora, pomagał mu między innymi w rozpoznawaniu substancji, w obronie, a najlepszą jego cechą było to, że można było z nim rozmawiać
*Sarah Jane Smith - dziennikarka z lat siedemdziesiątych, osoba która przebywała z nim najdłużej, i którą zostawił ponieważ nadchodziła Wojna Czasu, i nie mógł znieść jej przemijania. Po wielu latach spotkali się kilka razy, jednak ona już wiedziała że skończył się jej czas na podróże. Nigdy się z nikim nie związała, bo zawsze jej serce było oddane właśnie jemu. Pod koniec swojej pieśni uzyskała szczęście. Cześć jej pamięci [*]
*Rose Tyler - pierwsza kompanka w nowych seriach. Doktor był wtedy wyraźnie zamknięty, nieprzyjazny, i niewierny. Po tym jak on uratował ją, a ona jego, sam zaproponował jej podróż. Z początku zgodziła się dla przygody, natomiast z czasem pokochała go. Chciała zostać z nim do końca życia, lecz rozdzielił ich koniec świata. Za wszelką cenę chciała wrócić, co się jej udało zaledwie na moment. Przeżyła wtedy drugie rozstanie, i pomimo straty zyskała kopię Doktora w ludzkiej formie. Żyją razem gdzieś w równoległym świecie, śmiertelni, a czas jest ich panem.
*Martha Jones - przyszły doktor medycyny, chce podróżować z Władcą Czasu, zakochuje się w nim bez wzajemności. Jej życie ulega zniszczeniu, gdy z jego powodu cierpi jej rodzina, a potem cała planeta. Przemienia się w wojownika, lekarza, obrońcę ziemi, i żołnierza U.N.I.T. Chce uczestniczyć w niekończącej się walce o losy świata. Dobrowolnie odchodzi od Doktora.
*Donna Noble - zafascynowana wszechświatem, chce go zwiedzać, poznawać, przeżywać cudowne chwile, jak i momenty pełne adrenaliny. Nie zależy jej na Doktorze, jednak uważa go za kogoś wspaniałego, i inteligentnego. Nie chce by nazywano ich parą. Chce zostać z nim na zawsze, i podróżować do samego końca. Los jej nie sprzyja, i wskutek uzyskania jego umysłu, musi o nim zapomnieć. Umysł Władcy w ciele człowieka, spowodowałby szaleństwo. Po utracie pamięci wciąż mu pomaga, nie wiedząc o tym. Lecz w pewnych momentach na jej twarzy pojawia się smutek którego nawet nie rozumie.
*Amelia Pond - dziewczynka która czekała dwanaście lat na powrót magicznego Doktora. Jest niezwykłą dziewczyną, wszechświat sączył się przez pęknięcie w ścianie do jej mózgu. Wiele osób przywróciła do życia w tym nawet samego Doktora. To właśnie on mimo jej sprzeciwów, zabrał ją do wielu miejsc i czasów. Po pewnym okresie stała się stałą towarzyszką, lecz nigdy go nie pokochała, ponieważ miała męża.
Mnóstwo osób było przyjaciółmi Doktora Who, i każdy miał swój osobisty powód dlaczego do niego dołączył, a na końcu zostawił. Jednakże każdy kto miał okazję spotkać go choć raz, zapamiętał ten moment, jako ten który odmienił całe jego życie.
*K9 - wierny pies Doktora, pomagał mu między innymi w rozpoznawaniu substancji, w obronie, a najlepszą jego cechą było to, że można było z nim rozmawiać
*Sarah Jane Smith - dziennikarka z lat siedemdziesiątych, osoba która przebywała z nim najdłużej, i którą zostawił ponieważ nadchodziła Wojna Czasu, i nie mógł znieść jej przemijania. Po wielu latach spotkali się kilka razy, jednak ona już wiedziała że skończył się jej czas na podróże. Nigdy się z nikim nie związała, bo zawsze jej serce było oddane właśnie jemu. Pod koniec swojej pieśni uzyskała szczęście. Cześć jej pamięci [*]
*Rose Tyler - pierwsza kompanka w nowych seriach. Doktor był wtedy wyraźnie zamknięty, nieprzyjazny, i niewierny. Po tym jak on uratował ją, a ona jego, sam zaproponował jej podróż. Z początku zgodziła się dla przygody, natomiast z czasem pokochała go. Chciała zostać z nim do końca życia, lecz rozdzielił ich koniec świata. Za wszelką cenę chciała wrócić, co się jej udało zaledwie na moment. Przeżyła wtedy drugie rozstanie, i pomimo straty zyskała kopię Doktora w ludzkiej formie. Żyją razem gdzieś w równoległym świecie, śmiertelni, a czas jest ich panem.
*Martha Jones - przyszły doktor medycyny, chce podróżować z Władcą Czasu, zakochuje się w nim bez wzajemności. Jej życie ulega zniszczeniu, gdy z jego powodu cierpi jej rodzina, a potem cała planeta. Przemienia się w wojownika, lekarza, obrońcę ziemi, i żołnierza U.N.I.T. Chce uczestniczyć w niekończącej się walce o losy świata. Dobrowolnie odchodzi od Doktora.
*Donna Noble - zafascynowana wszechświatem, chce go zwiedzać, poznawać, przeżywać cudowne chwile, jak i momenty pełne adrenaliny. Nie zależy jej na Doktorze, jednak uważa go za kogoś wspaniałego, i inteligentnego. Nie chce by nazywano ich parą. Chce zostać z nim na zawsze, i podróżować do samego końca. Los jej nie sprzyja, i wskutek uzyskania jego umysłu, musi o nim zapomnieć. Umysł Władcy w ciele człowieka, spowodowałby szaleństwo. Po utracie pamięci wciąż mu pomaga, nie wiedząc o tym. Lecz w pewnych momentach na jej twarzy pojawia się smutek którego nawet nie rozumie.
*Amelia Pond - dziewczynka która czekała dwanaście lat na powrót magicznego Doktora. Jest niezwykłą dziewczyną, wszechświat sączył się przez pęknięcie w ścianie do jej mózgu. Wiele osób przywróciła do życia w tym nawet samego Doktora. To właśnie on mimo jej sprzeciwów, zabrał ją do wielu miejsc i czasów. Po pewnym okresie stała się stałą towarzyszką, lecz nigdy go nie pokochała, ponieważ miała męża.
Mnóstwo osób było przyjaciółmi Doktora Who, i każdy miał swój osobisty powód dlaczego do niego dołączył, a na końcu zostawił. Jednakże każdy kto miał okazję spotkać go choć raz, zapamiętał ten moment, jako ten który odmienił całe jego życie.
piątek, 27 stycznia 2012
Zawsze jest nowy początek
Ostatnio nie mogę znaleźć czasu na pisanie, ponieważ postanowiłem zmienić swój stosunek do nauki, oraz zacząć wszystko od początku. No prawie wszystko, bo dużo zmieniło się na lepsze, a niektóre plany dopiero zaczynam realizować. Przede wszystkim mam zamiar zdać prawo jazdy, w tym tygodniu załatwiam formalności, i przystępuję do działania.
Moim wielkim planem, jest pomalować Poloneza na kolor niebieski, a na drzwiach mieć napis Tardis. Odbywałbym wtedy codzienną podróż do szkoły, i mógłbym urzeczywistnić materialnie własne zainteresowania. Poza tym jazda własnym samochodem jest dużo lepsza niż busem. Nie mam pojęcia czy się zakwalifikuję do egzaminu, bo kiedy jeżdżę to zawsze przysypiam.
Zbliżają się moje osiemnaste urodziny, i chciałbym zacząć ten nowy etap życia z czystym kontem. Podstawą do osiągnięcia tego celu są zmiany. Nie wiem co powinienem zmienić, i czy to możliwe. Są w życiu jednak elementy, których nie wolno się wyzbywać nawet pod przymusem. Należą do nich nasze przekonania, wiara, i to co kochamy. Niemożliwe jest to abym odrzucił to wszystko, czego nauczył mnie Doktor. Nawet jeśli ktoś w przyszłości każe mi o nim zapomnieć, gdzieś w głębi serca zawsze zachowam jego słowa. Na zawsze. Forever. On every time.
Moim wielkim planem, jest pomalować Poloneza na kolor niebieski, a na drzwiach mieć napis Tardis. Odbywałbym wtedy codzienną podróż do szkoły, i mógłbym urzeczywistnić materialnie własne zainteresowania. Poza tym jazda własnym samochodem jest dużo lepsza niż busem. Nie mam pojęcia czy się zakwalifikuję do egzaminu, bo kiedy jeżdżę to zawsze przysypiam.
Zbliżają się moje osiemnaste urodziny, i chciałbym zacząć ten nowy etap życia z czystym kontem. Podstawą do osiągnięcia tego celu są zmiany. Nie wiem co powinienem zmienić, i czy to możliwe. Są w życiu jednak elementy, których nie wolno się wyzbywać nawet pod przymusem. Należą do nich nasze przekonania, wiara, i to co kochamy. Niemożliwe jest to abym odrzucił to wszystko, czego nauczył mnie Doktor. Nawet jeśli ktoś w przyszłości każe mi o nim zapomnieć, gdzieś w głębi serca zawsze zachowam jego słowa. Na zawsze. Forever. On every time.
czwartek, 26 stycznia 2012
Whomanista w cyberprzestrzeni i realnym swiecie
Wspominałem ostatnio że mój blog staje się popularny. Być może jest to zasługa tego że jest dobry, lecz według mnie jest to wynik mojej reklamy, którą prowadzę na facebooku, klasie, szkole, i wśród wszystkich znajomych. Nie należę do osób szczególnie lubianych, koledzy zazwyczaj wchodzą na blog żeby się pośmiać, ale spotyka ich zaskoczenie, bo w realu nie używam takiego słownictwa. Czasem z tego powodu się obrażają, ponieważ sami nie mogliby pisać lepiej.
Niedawno założyłem forum Whomanisty94, dostępne pod adresem https://whomanista94.fora.pl/. Pierwsze dwie osoby które się zarejestrowały są koleżankami, prawdopodobnie z jednej klasy. Podobało mi się jak się kłóciły a jedna do drugiej powiedziała, cytuję "sama jesteś wiatraczek". Rozbawiło mnie to bardzo, tak jak i późniejsze ich wpisy. Okazały się wielkimi fankami zarówno Doktora Who, jak i Zmierzchu. W dziale propozycji tematów do artykułów, poprosiły żebym napisał o Zmierzchu. Ciekawe jak mam to zrobić, skoro moja wiedza na ten temat ogranicza się do tego, że wiem o istnieniu takiego filmu, i nic poza tym. Byłoby dobrze, gdyby z czasem ilość użytkowników wzrosła, a tematy nawiązywały bardziej do motywu przewodniego strony.
Znajomi z klasy podsunęli mi pewien dosyć interesujący pomysł. Jest nim założenie osobnego bloga opisującego życie szkolne, i miałby nazwę "Banda idiotów i Maciek", lub "Żywoty ciemnoty". Tytuł jest jeszcze do zmian, czekam na ciekawsze propozycje. Wątpię żeby doszło do jego publikacji, bo udostępnianie informacji o życiu prywatnym innych, jest powszechnie zabronione, a poza tym nie wiem, czy poradziłbym sobie z pisaniem dwóch stron naraz. Zobaczymy z czasem jak się potoczą losy Whomanisty, a na chwilę obecną zostaniemy przy krótkich, zaszyfrowanych wiadomościach.
Niedawno założyłem forum Whomanisty94, dostępne pod adresem https://whomanista94.fora.pl/. Pierwsze dwie osoby które się zarejestrowały są koleżankami, prawdopodobnie z jednej klasy. Podobało mi się jak się kłóciły a jedna do drugiej powiedziała, cytuję "sama jesteś wiatraczek". Rozbawiło mnie to bardzo, tak jak i późniejsze ich wpisy. Okazały się wielkimi fankami zarówno Doktora Who, jak i Zmierzchu. W dziale propozycji tematów do artykułów, poprosiły żebym napisał o Zmierzchu. Ciekawe jak mam to zrobić, skoro moja wiedza na ten temat ogranicza się do tego, że wiem o istnieniu takiego filmu, i nic poza tym. Byłoby dobrze, gdyby z czasem ilość użytkowników wzrosła, a tematy nawiązywały bardziej do motywu przewodniego strony.
Znajomi z klasy podsunęli mi pewien dosyć interesujący pomysł. Jest nim założenie osobnego bloga opisującego życie szkolne, i miałby nazwę "Banda idiotów i Maciek", lub "Żywoty ciemnoty". Tytuł jest jeszcze do zmian, czekam na ciekawsze propozycje. Wątpię żeby doszło do jego publikacji, bo udostępnianie informacji o życiu prywatnym innych, jest powszechnie zabronione, a poza tym nie wiem, czy poradziłbym sobie z pisaniem dwóch stron naraz. Zobaczymy z czasem jak się potoczą losy Whomanisty, a na chwilę obecną zostaniemy przy krótkich, zaszyfrowanych wiadomościach.
środa, 25 stycznia 2012
Świat powita zachód i pożegna światłość
Czas zacząć posługiwać się językiem Galifrey. W chwili obecnej to jedyna nasza nadzieja na lepsze jutro i przyszłość wolnego internetu. Otóż, w najbliższych dniach Dalekowie, Cybermeni, oraz Władcy Czasu, zbiorą się w siedzibie Proklamacji Cieni, aby uchwalić pierwszą konwencję międzygalaktyczną o ograniczeniu praw do podboju innych cywilizacji.
Ma to polegać na tym, że każda z tych ras będzie miała wydzielony obszar działania wojennego, a w razie minimalnej, celowej bądź przypadkowej zwiększonej aktywności, będzie stosowana eksterminacja. Celem jest utrzymywanie porządku, i unikanie wojny, lecz każda instytucja nawet kiedy nosi rangę międzyplanetarnej, może się mylić. Osobiście nie chciałbym żeby tak się stało, bo jeśli spełniłyby się moje przewidywania, twierdzę że marny byłby nasz los. Lepiej nie znać przyszłości, bo czasem może okazać się dużo gorsza niż teraźniejszość.
Mój Dziennik Rzeczy Niemożliwych zdobywa popularność w Cytadeli Galifrey. Osoby z mojego otoczenia dziwi mój język wypowiedzi, a nawet podoba. Cieszy mnie to że blog Whomanisty spotyka się z uznaniem, z każdym dniem napawa mnie to pozytywną energią, motywuje do dalszego pisania, sprawia że czuję się doceniony. Wydaje mi się że zaczynam być sławny. Po raz pierwszy mogę stwierdzić że jestem szczęśliwy. Nie wiem co przyniesie jutro ale dziękuję Wam. Wszystkim.
Allons-y
Ma to polegać na tym, że każda z tych ras będzie miała wydzielony obszar działania wojennego, a w razie minimalnej, celowej bądź przypadkowej zwiększonej aktywności, będzie stosowana eksterminacja. Celem jest utrzymywanie porządku, i unikanie wojny, lecz każda instytucja nawet kiedy nosi rangę międzyplanetarnej, może się mylić. Osobiście nie chciałbym żeby tak się stało, bo jeśli spełniłyby się moje przewidywania, twierdzę że marny byłby nasz los. Lepiej nie znać przyszłości, bo czasem może okazać się dużo gorsza niż teraźniejszość.
Mój Dziennik Rzeczy Niemożliwych zdobywa popularność w Cytadeli Galifrey. Osoby z mojego otoczenia dziwi mój język wypowiedzi, a nawet podoba. Cieszy mnie to że blog Whomanisty spotyka się z uznaniem, z każdym dniem napawa mnie to pozytywną energią, motywuje do dalszego pisania, sprawia że czuję się doceniony. Wydaje mi się że zaczynam być sławny. Po raz pierwszy mogę stwierdzić że jestem szczęśliwy. Nie wiem co przyniesie jutro ale dziękuję Wam. Wszystkim.
Allons-y
wtorek, 24 stycznia 2012
Małe zielone i wredne ludziki
Czy pamiętacie jak Doktor nazwał załogę pojazdu Departamentu Sprawiedliwości Teleselecty? Nazwał ich wrednymi ludzikami, którzy zaczynają podróżować w czasie, każą martwych zbrodniarzy, i uważają się za bogów. Ludzie z natury są wredni, nikt nic na to nie poradzi, ale trzeba z nimi jakoś żyć. Doktor uważa ich za rasę która nadaje sens światu, obchodząc święta, wydając kalendarze, piekąc ciastka z kulkami z łożysk, które bardzo lubił. Jednocześnie twierdzi że są bardzo hałaśliwi, sami zsyłają na siebie katastrofy, wysyłając w przestrzeń różne sondy, satelity.
Nie wiadomo czemu złamał prawo władców o nieingerencji w losy wszechświata, akurat dla takiej małej planety którą jest Ziemia. Gdyby Wojna Czasu miała miejsce trochę później, pomyślałbym że bronił jej ponieważ nie mógł ocalić swojej. Jest w tym trochę prawdy bo obie rasy były bardzo do siebie podobne fizycznie. Być może Time Lordzi, w początkowych fazach rozwoju byli na takim poziomie intelektualnym, jak obecne człowieczeństwo.
Podsumowując, nawet Doktor w pewnych momentach nienawidził ludzi i ich niszczył. Zostało to ukazane kiedy premier Harriet Jones sprzeciwiła się jego woli i odpaliła rakiety niszcząc Sycoraxów. W takich chwilach nie tylko jemu, ale i mi było wstyd za całą ludzkość. Każdy ma chwile zwątpienia, nieufności, wrogości, strachu, lecz postarajmy się mimo to żyć ze sobą w zgodzie, a jedność i zrozumienie, pozwoli nam przetrwać najgorsze chwile w życiu.
PS: Jakby kogoś dziwiło czemu nie dodaję już zdjęć Doktora, to rozporządzenie Proklamacji Cienia nie pozwala na udostępnianie takich ilustracji. Rozumiecie o co chodzi ;)
Nie wiadomo czemu złamał prawo władców o nieingerencji w losy wszechświata, akurat dla takiej małej planety którą jest Ziemia. Gdyby Wojna Czasu miała miejsce trochę później, pomyślałbym że bronił jej ponieważ nie mógł ocalić swojej. Jest w tym trochę prawdy bo obie rasy były bardzo do siebie podobne fizycznie. Być może Time Lordzi, w początkowych fazach rozwoju byli na takim poziomie intelektualnym, jak obecne człowieczeństwo.
Podsumowując, nawet Doktor w pewnych momentach nienawidził ludzi i ich niszczył. Zostało to ukazane kiedy premier Harriet Jones sprzeciwiła się jego woli i odpaliła rakiety niszcząc Sycoraxów. W takich chwilach nie tylko jemu, ale i mi było wstyd za całą ludzkość. Każdy ma chwile zwątpienia, nieufności, wrogości, strachu, lecz postarajmy się mimo to żyć ze sobą w zgodzie, a jedność i zrozumienie, pozwoli nam przetrwać najgorsze chwile w życiu.
PS: Jakby kogoś dziwiło czemu nie dodaję już zdjęć Doktora, to rozporządzenie Proklamacji Cienia nie pozwala na udostępnianie takich ilustracji. Rozumiecie o co chodzi ;)
poniedziałek, 23 stycznia 2012
I'm sorry my lover czyli żegnaj Doktorze Who
Z dniem dzisiejszym, wszelkie społeczności filmowe i serialowe łączą się we wspólnym żalu. Zamknięcie Megaupload przez FBI spowodowało medialną burzę, internauci są oburzeni i usiłują walczyć do końca. Grupa hakerów nazywająca siebie Anonymous, wciąż wyraża swój protest przeciwko postanowieniom ACTA, blokując rządowe strony, planując cyberataki, i łamiąc wszelkie zabezpieczenia serwerów. W nich cała nasza whomanistyczna nadzieja, tych którzy staczają zaciekłą bitwę o wolny internet, taki do jakich celów został on stworzony.
Bo po co Amerykanie dają nam internet, jego możliwości, skoro później zabierają wszystko co w życiu niektórych ludzi jest najważniejsze. Znajdźmy pocieszenie w przysłowiu "kto daje a odbiera, to się w piekle poniewiera". Być może ono da nam możliwość przetrwania gdy nadejdą wieki ciemne. Świat bez informacji, brak możliwości kontaktu z bliskimi zniszczy nas całkowicie. A za kilka lat cofniemy się do epoki kamienia łupanego, i będziemy gonić antylopy.
Doktor Who zniknął z sieci, pozostały tylko niewielkie ilości zwiastunów, lub angielskie wersje. Apeluję do Was, wszyscy fani tego serialu, jeśli macie oryginalne odcinki to chowajcie je na lepsze czasy. Musiałby się stać cud aby nasz rząd uniknął, podpisania tego dokumentu. Gdy jednak w kraju zapanuje rozsądek, i świat zrozumie swój błąd, niech pierwsza strona która powstanie, to będzie Whomanistyka. Każdy początek ma koniec i jeden właśnie nadchodzi. Żyjmy więc swoim życiem, śledźmy bieg wydarzeń, i pamiętajmy że "pieśń Doktora się kończy ale historia trwa wiecznie".
Bo po co Amerykanie dają nam internet, jego możliwości, skoro później zabierają wszystko co w życiu niektórych ludzi jest najważniejsze. Znajdźmy pocieszenie w przysłowiu "kto daje a odbiera, to się w piekle poniewiera". Być może ono da nam możliwość przetrwania gdy nadejdą wieki ciemne. Świat bez informacji, brak możliwości kontaktu z bliskimi zniszczy nas całkowicie. A za kilka lat cofniemy się do epoki kamienia łupanego, i będziemy gonić antylopy.
Doktor Who zniknął z sieci, pozostały tylko niewielkie ilości zwiastunów, lub angielskie wersje. Apeluję do Was, wszyscy fani tego serialu, jeśli macie oryginalne odcinki to chowajcie je na lepsze czasy. Musiałby się stać cud aby nasz rząd uniknął, podpisania tego dokumentu. Gdy jednak w kraju zapanuje rozsądek, i świat zrozumie swój błąd, niech pierwsza strona która powstanie, to będzie Whomanistyka. Każdy początek ma koniec i jeden właśnie nadchodzi. Żyjmy więc swoim życiem, śledźmy bieg wydarzeń, i pamiętajmy że "pieśń Doktora się kończy ale historia trwa wiecznie".
niedziela, 22 stycznia 2012
Czas na zmiany czyli koniec wolności
W ostatnich dniach robi się głośno o ograniczeniu praw internautów. Zamieszanie wywołał dokument o nazwie ACTA, który ma na celu zapobieganie piractwu, a w rzeczywistości blokuje dostęp do wszystkich naszych portali, blogów, filmów, i muzyki. Czyżby to miał być koniec internetu jaki znamy?
Odcinki Doktora Who, Sherlocka, Przygody Sary Jane, K9, Torchwood, już znikają z internetu. Mają je na dyskach tylko ci co je zapisali, i zdaje się że będą za to karani. Za samo posiadanie filmu ściągniętego z internetu, będzie można trafić za kratki. Strach pomyśleć co stanie się z klasycznymi odcinkami Doktora, skoro większość z nich przetrwała tylko na internetowych dyskach. Ciekawe na kogo politycy zwalą winę zniknięcia klasyki serialu dziedzictwa narodowego, który z rok miał obchodzić pięćdziesiątą, złotą rocznicę. Zapowiada się koniec ery oglądania serialów przez internet, zasoby internetu wyczerpują się z dnia na dzień, i prawdopodobnie koniec globalnej sieci spowoduje koniec świata. Kiedyś to musi nastąpić, ale nie sądziłem że stanie się to tak szybko.
Według Doktora ludzie, przetrwali wiele końców świata. Kiedy na pewnej satelicie zabił on potwora i zaprzestano emisji wiadomości, ziemia cofnęła się w rozwoju, a planeta ulegała niszczeniu przez rozbłyski słoneczne i liczne katastrofy ekologiczne. Wydaje mi się, że scenariusz popularnego serialu urzeczywistnia się w dzisiejszym świecie, i nastąpi globalna zagłada intelektualna. Jeśli dojdzie do podpisania paktu, zapamiętajcie tę datę; 26 stycznia 2012r. jako koniec świata. Być może w przyszłości ktoś spotka pewnego Władcę Czasu, który naprawi ten zepsuty świat.
Odcinki Doktora Who, Sherlocka, Przygody Sary Jane, K9, Torchwood, już znikają z internetu. Mają je na dyskach tylko ci co je zapisali, i zdaje się że będą za to karani. Za samo posiadanie filmu ściągniętego z internetu, będzie można trafić za kratki. Strach pomyśleć co stanie się z klasycznymi odcinkami Doktora, skoro większość z nich przetrwała tylko na internetowych dyskach. Ciekawe na kogo politycy zwalą winę zniknięcia klasyki serialu dziedzictwa narodowego, który z rok miał obchodzić pięćdziesiątą, złotą rocznicę. Zapowiada się koniec ery oglądania serialów przez internet, zasoby internetu wyczerpują się z dnia na dzień, i prawdopodobnie koniec globalnej sieci spowoduje koniec świata. Kiedyś to musi nastąpić, ale nie sądziłem że stanie się to tak szybko.
Według Doktora ludzie, przetrwali wiele końców świata. Kiedy na pewnej satelicie zabił on potwora i zaprzestano emisji wiadomości, ziemia cofnęła się w rozwoju, a planeta ulegała niszczeniu przez rozbłyski słoneczne i liczne katastrofy ekologiczne. Wydaje mi się, że scenariusz popularnego serialu urzeczywistnia się w dzisiejszym świecie, i nastąpi globalna zagłada intelektualna. Jeśli dojdzie do podpisania paktu, zapamiętajcie tę datę; 26 stycznia 2012r. jako koniec świata. Być może w przyszłości ktoś spotka pewnego Władcę Czasu, który naprawi ten zepsuty świat.
sobota, 21 stycznia 2012
Najstarsze pytanie które jest odpowiedzią
Pierwsze pytanie we wszechświecie, na które nikt nigdy nie może odpowiedzieć, pytanie które zostanie zadane u kresu jedenastego, po którym nastanie cisza. Kim jest Doktor? Jest Doktorem i sam dźwięk jego imienia powoduje strach, i panikę wśród jego wrogów. Przez wieki jego istnienia walczył o ludzkość, przez co stał się sławny, z czasem nawet przebiegły i zły. Zanim pytanie zostało zadane musiał zginąć, bo przez niego słowo człowieka który uzdrawiał ludzi, zaczynało się zmieniać na potwora, wojownika przesiąkniętego krwią milionów galaktyk.
W niektórych odcinkach zostaje wyjawione jego prawdziwe imię i opis jego osoby.
* Madame de Pompadour - gdy przeglądał jej myśli i przechodził przez zamknięte drzwi, ona zajrzała wgłąb jego umysłu i powiedziała "Doktorze Who - to wielka tajemnica"
* W odcinku "Koniec podróży", Davros powiedział mu że jego prawdziwe imię brzmi "niszczyciel światów"
* Rose gdy była więziona przez zegarowe roboty naprawcze, mówiła o nim żeby się go wystrzegali, bo jego wrogowie mówią o nim "nadciągająca burza"
* Opis Doktora według małego Tima, w odcinku "Rodzina Krwi" brzmi; "On jest jak ogień i lód i wściekłość. Jest jak noc i burza w centrum słońca. Płonie w czasie, i widział koniec wszechświata. I jest cudowny".
* River Song przed śmiercią mówi; "Kiedy zaczynasz być z Doktorem wydaje ci się, że to nigdy nie będzie miało końca. Ale jeśli nawet próbowałbyś, nie może tak być na zawsze. Każdy wie że kiedyś umrze, a nikt nie wie tego lepiej niż Doktor. Ale myślę że wszystkie światy na niebie, mogą po prostu okazać się ciemne, i kiedykolwiek to zaakceptować. Każdy wie że kiedyś umiera. Ale nie dziś. Niektóre dni są wyjątkowe. Niektóre dni są błogosławione. Są dni gdy nikt nie umiera. Od czasu do czasu, na bardzo długi okres, na co dzień z każdego z milionów dni, gdy ustaje wiatr, zjawia się Doktor i żyją wszyscy."
W całej historii Doktora Who, pojawiło się wiele jego opisów jego osoby, tego jak walczył, dotyczące jego prawdziwego imienia, więc postarałem się zbliżyć te najważniejsze. Dla mnie jednak pierwsze pytanie najstarsze we wszechświecie, ukryte tam gdzie patrzą wszyscy, pytanie na które nikt nie może odpowiedzieć, brzmi "Doktor Who?". Odpowiedz na to pytanie jest taka sama. Zawsze mieliśmy jego imię przed oczami, i tego nie zauważaliśmy, lecz teraz mogę wam na nie odpowiedzieć.
Kim jest Doktor? Tym za kogo go uważamy.
W niektórych odcinkach zostaje wyjawione jego prawdziwe imię i opis jego osoby.
* Madame de Pompadour - gdy przeglądał jej myśli i przechodził przez zamknięte drzwi, ona zajrzała wgłąb jego umysłu i powiedziała "Doktorze Who - to wielka tajemnica"
* W odcinku "Koniec podróży", Davros powiedział mu że jego prawdziwe imię brzmi "niszczyciel światów"
* Rose gdy była więziona przez zegarowe roboty naprawcze, mówiła o nim żeby się go wystrzegali, bo jego wrogowie mówią o nim "nadciągająca burza"
* Opis Doktora według małego Tima, w odcinku "Rodzina Krwi" brzmi; "On jest jak ogień i lód i wściekłość. Jest jak noc i burza w centrum słońca. Płonie w czasie, i widział koniec wszechświata. I jest cudowny".
* River Song przed śmiercią mówi; "Kiedy zaczynasz być z Doktorem wydaje ci się, że to nigdy nie będzie miało końca. Ale jeśli nawet próbowałbyś, nie może tak być na zawsze. Każdy wie że kiedyś umrze, a nikt nie wie tego lepiej niż Doktor. Ale myślę że wszystkie światy na niebie, mogą po prostu okazać się ciemne, i kiedykolwiek to zaakceptować. Każdy wie że kiedyś umiera. Ale nie dziś. Niektóre dni są wyjątkowe. Niektóre dni są błogosławione. Są dni gdy nikt nie umiera. Od czasu do czasu, na bardzo długi okres, na co dzień z każdego z milionów dni, gdy ustaje wiatr, zjawia się Doktor i żyją wszyscy."
W całej historii Doktora Who, pojawiło się wiele jego opisów jego osoby, tego jak walczył, dotyczące jego prawdziwego imienia, więc postarałem się zbliżyć te najważniejsze. Dla mnie jednak pierwsze pytanie najstarsze we wszechświecie, ukryte tam gdzie patrzą wszyscy, pytanie na które nikt nie może odpowiedzieć, brzmi "Doktor Who?". Odpowiedz na to pytanie jest taka sama. Zawsze mieliśmy jego imię przed oczami, i tego nie zauważaliśmy, lecz teraz mogę wam na nie odpowiedzieć.
piątek, 20 stycznia 2012
Władca przeciw światu, czyli Doktor w rzeczywistym świecie
Kim jestem? To pytanie nurtuje mnie od dawna, i wydaje mi się że już sobie na nie odpowiedziałem. Otóż jestem sobą, jestem samotny, szczery, zabawny, często irytujący. Więcej nie wiem. Ale oprócz tych cech jestem, kimś więcej, znacznie więcej znaczącym. W moim postrzeganiu jestem panem samego siebie, władam swoim czasem, nie mam żadnych ograniczeń.
Jestem Doktorem. Samotnie podążam przez życie swoim Tardisem, pomagam ludziom, i żyję według własnych zasad. Mam niewielu towarzyszy w swojej ciągłej tułaczce, ponieważ bardzo trudno o kogoś o podobnych poglądach. Niełatwo jest się domyślić, że dzieje się tak dlatego bo trudno namówić zwykłego, przyziemnego człowieka, aby stał się częścią głupiego szaleństwa. Moi przyjaciele nie zgadzają się z moimi poglądami co jest dla mnie całkowicie zrozumiałe. Po wielu krytykach, zdałem sobie sprawę z tego że nikt nie jest do mnie podobny, bo wzorzec mam w Doktorze. Mam też moją niespokojną rzekę, wspaniałą melodię, moją River Song, której piękna nie można ująć w słowa. Chcę napisać o niej artykuł, lecz po prostu brak mi słów. A moja miłość, moja Tardis, nie jest jeszcze zbudowana, jej matryca i serce znajdują się w moim mózgu, i czasem uwalniają w postaci energii regeneracyjnej.
Czas na najważniejsze wydarzenie dnia. Otóż kupiłem notatnik, i założyłem własny "Dziennik Rzeczy Niemożliwych". Zamieszczam w nim obrazy które kłębią się w moim umyśle, postacie, rzeczy, zdarzenia. Postanowiłem robić to w sposób obrazowy, bo jest to najlepszy sposób wyrażania, a przy okazji mogę się nauczyć dobrze rysować. Tytułowe ilustracje umieszczam poniżej. Oby moje starania były jak najlepiej rozumiane, będę miał wtedy namiastkę szczęścia.
Jestem Doktorem. Samotnie podążam przez życie swoim Tardisem, pomagam ludziom, i żyję według własnych zasad. Mam niewielu towarzyszy w swojej ciągłej tułaczce, ponieważ bardzo trudno o kogoś o podobnych poglądach. Niełatwo jest się domyślić, że dzieje się tak dlatego bo trudno namówić zwykłego, przyziemnego człowieka, aby stał się częścią głupiego szaleństwa. Moi przyjaciele nie zgadzają się z moimi poglądami co jest dla mnie całkowicie zrozumiałe. Po wielu krytykach, zdałem sobie sprawę z tego że nikt nie jest do mnie podobny, bo wzorzec mam w Doktorze. Mam też moją niespokojną rzekę, wspaniałą melodię, moją River Song, której piękna nie można ująć w słowa. Chcę napisać o niej artykuł, lecz po prostu brak mi słów. A moja miłość, moja Tardis, nie jest jeszcze zbudowana, jej matryca i serce znajdują się w moim mózgu, i czasem uwalniają w postaci energii regeneracyjnej.
Czas na najważniejsze wydarzenie dnia. Otóż kupiłem notatnik, i założyłem własny "Dziennik Rzeczy Niemożliwych". Zamieszczam w nim obrazy które kłębią się w moim umyśle, postacie, rzeczy, zdarzenia. Postanowiłem robić to w sposób obrazowy, bo jest to najlepszy sposób wyrażania, a przy okazji mogę się nauczyć dobrze rysować. Tytułowe ilustracje umieszczam poniżej. Oby moje starania były jak najlepiej rozumiane, będę miał wtedy namiastkę szczęścia.
czwartek, 19 stycznia 2012
Każda pieśń ma swój koniec
Do dziś uważałem że szczerość jest dobra, pomaga w relacjach międzyludzkich, pomaga zdobywać zaufanie i zdobywać przyjaciół. Zdałem sobie teraz sprawę z tego, że moja prawdomówność nie prowadzi do niczego innego jak złość, nienawiść, i może niedługo spowodować nieszczęście. Każda próba wyrażenia swoich emocji, opinii, i spostrzeżeń, spotyka się z agresją, niezrozumieniem, i tworzy konflikty. Przez sam fakt że staram się być sobą, z każdym dniem mam coraz więcej wrogów, odwracają się ode mnie przyjaciele, i zostaję sam w tym złym świecie. Być może jestem trochę szurnięty, ale przynajmniej nie jestem fałszywy, obłudny, i nie udaję kogoś kim nie jestem. Straciłem dziś towarzyszkę, ponieważ krytykowała moje zainteresowanie Doktorem, a nawet go nie oglądała. Rozumiem że każdy ma prawo do swoich poglądów, ale nie musi mnie wyzywać ze względu na jakiś film. I to nie jest pierwszy przypadek, bo mam przeciw sobie już nie tylko całą szkołę, ale cały rejon który mnie poniża. Czy szalony kiedy jest wariatem przyznaje się do tego? Bo skoro nim nie jestem, to kim? Może jestem Władcą Czasu po zaniku pamięci? Jestem sobą, i jestem sam dla siebie Doktorem.
Dziś pojawiła się kolejna krytyka mojego artykułu, i jestem trochę zawiedziony, bo jak dotąd dostaję same krytyki, a nie pochwały. Tak więc jeśli już krytykujecie moje posty, to nie kwestionujcie tych miłosnych, bo ten kto jest samotny najlepiej wie na czym polega prawdziwa miłość. Postaram się teraz potwierdzić moje tezy, i proszę o to, abyście uszanowali moje odczucia.
*Piszę w pośpiechu
*Jeśli chodzi o Molly to on był z nią dłużej niż z Ireną, poza tym faceci są zmienni, i są różne sposoby wyznawania miłości, wcale nie trzeba kochać się publicznie na korytarzu w szkole tak jak moja znajoma.
*Nie trzeba rozwijać oczywistości.
*Moriarty powiedział że jeśli Sherlock nie skoczy, trzech zabójców zastrzeli ich przyjaciół, czyli Watsona, panią Hudson, i Lestrade'a.
*Każdy niech odbiera to jak chce, wynik będzie ten sam.
*To że zmieni się wszystko to sugerowanie, abyście sami przewidzieli co będzie dalej
*Piszę z głowy, około północy i jak mam pamiętać o stylu. Sam opis mojego bloga mówi że styl jest nieważny, bo to luźna gadanina o wszystkim i niczym.
Każda historia ma swój koniec, a ja nie chcę aby nastąpił na samym początku. Nie wiem czy jeszcze mam siłę do walki o swoje racje i swoje idee, ale będę walczył do końca. "Mogą mnie zabić, ale zwycięstwo moralne będzie po mojej stronie" D.W.
Dziś pojawiła się kolejna krytyka mojego artykułu, i jestem trochę zawiedziony, bo jak dotąd dostaję same krytyki, a nie pochwały. Tak więc jeśli już krytykujecie moje posty, to nie kwestionujcie tych miłosnych, bo ten kto jest samotny najlepiej wie na czym polega prawdziwa miłość. Postaram się teraz potwierdzić moje tezy, i proszę o to, abyście uszanowali moje odczucia.
*Piszę w pośpiechu
*Jeśli chodzi o Molly to on był z nią dłużej niż z Ireną, poza tym faceci są zmienni, i są różne sposoby wyznawania miłości, wcale nie trzeba kochać się publicznie na korytarzu w szkole tak jak moja znajoma.
*Nie trzeba rozwijać oczywistości.
*Moriarty powiedział że jeśli Sherlock nie skoczy, trzech zabójców zastrzeli ich przyjaciół, czyli Watsona, panią Hudson, i Lestrade'a.
*Każdy niech odbiera to jak chce, wynik będzie ten sam.
*To że zmieni się wszystko to sugerowanie, abyście sami przewidzieli co będzie dalej
*Piszę z głowy, około północy i jak mam pamiętać o stylu. Sam opis mojego bloga mówi że styl jest nieważny, bo to luźna gadanina o wszystkim i niczym.
Każda historia ma swój koniec, a ja nie chcę aby nastąpił na samym początku. Nie wiem czy jeszcze mam siłę do walki o swoje racje i swoje idee, ale będę walczył do końca. "Mogą mnie zabić, ale zwycięstwo moralne będzie po mojej stronie" D.W.
środa, 18 stycznia 2012
Samobójstwo detektywa oszusta
Przed chwilą skończyłem oglądać "The Reichenbach Fall" i jestem zszokowany, rozdrażniony, zaskoczony, i przede wszystkim wzruszony. Od samego początku, gdy było wiadomo że Sherlock zginie, w napięciu czekałem na to co nastąpi w kolejnych minutach. W miarę tego jak ludzie odwracali się przeciwko niemu, i zarzucali mu oszustwa, mnie robiło się go coraz bardziej żal, w pewnych momentach aż mi serce ściskało. Zacząłem mieć wątpliwości co jest prawdą. a co fikcją, gubiłem się w wątkach i nie zauważałem oczywistości.
Nadal jestem w szoku, wszystko mi się miesza, nie wiem już czy ten klucz rzeczywiście istniał, ale mam podejrzenie że jeśli tak, to był zapisany w kodzie cyfrowym, muzyce Bacha, i literach IOU. To w jaki sposób Moriarty stworzył historię, której jedynym zakończeniem była śmierć Holmesa, było tak genialnie przemyślane, że do samego końca myślałem że on rzeczywiście zginie, a ja będe musiał pisać sprostowanie do poprzedniego posta. Poza tym, Sherlock w ostatnich chwilach przed rzekomą śmiercią przeprosił swoich przyjaciół, i wyznał miłość Molly, co w jego przypadku jest szczytem wszystkiego. Nie wiem czy sfingowanie śmierci było celowe czy przypadkowe, i jak potoczą się dalsze losy detektywów, ale jednego jestem pewien - od teraz wszystko się zmieni.
Nadal jestem w szoku, wszystko mi się miesza, nie wiem już czy ten klucz rzeczywiście istniał, ale mam podejrzenie że jeśli tak, to był zapisany w kodzie cyfrowym, muzyce Bacha, i literach IOU. To w jaki sposób Moriarty stworzył historię, której jedynym zakończeniem była śmierć Holmesa, było tak genialnie przemyślane, że do samego końca myślałem że on rzeczywiście zginie, a ja będe musiał pisać sprostowanie do poprzedniego posta. Poza tym, Sherlock w ostatnich chwilach przed rzekomą śmiercią przeprosił swoich przyjaciół, i wyznał miłość Molly, co w jego przypadku jest szczytem wszystkiego. Nie wiem czy sfingowanie śmierci było celowe czy przypadkowe, i jak potoczą się dalsze losy detektywów, ale jednego jestem pewien - od teraz wszystko się zmieni.
wtorek, 17 stycznia 2012
James Bond czyli agent po pięćdziesiątce
Dziś obchodzimy pięćdziesiątą rocznicę powstania pierwszego filmu z serii 007. Jak łatwo się domyślić, chodzi o wstrząśniętego nie zmieszanego Jamesa Bonda. Niewiele z tych filmów miałem okazję oglądnąć, bo zawsze emitowano je na telewizyjnej, jedynce w późnych godzinach, i zasypiałem zawsze w pierwszych minutach. Pozwolę sobie więc przybliżyć jego obraz, z innych źródeł. Oficjalnie do tej pory nagrano o nim 22 filmy, a w przygotowaniu jest następny jubileuszowy. Do tej pory w jego postać wcieliło się sześciu aktorów, jednak mi najbardziej podobały się te, w których grał Pierce Brosnan. Pozostali aktorzy to Sean Connery, George Lazenby, Roger Moore, Timothy Dalton, i Daniel Craig. Mógłbym tak teraz wymieniać wszystkie odcinki, ale wypiszę te najlepsze, tzn; "Goldeneye", "Śmierć nadejdzie jutro" i "Casino Royal". Każdy odcinek zaczyna się od sekwencji początkowej, w której pojawia się widok z lufy, w niej widać idącego Bonda, który nagle się odwraca, i strzela, po czym widać spływającą krew wroga.
Pierwszy film z tej serii widziałem przypadkiem, kiedy byłem mały. Wtedy nie miałem pojęcia że to Doktor No, tylko zapamiętałem go jako "film w którym były czachy, wyspa, facet z pistoletem, i jakaś czarownica podobna do Dr Quinn". Wydawał mi się nudny i wyłączyłem po kilku minutach. Za to ulubionym odcinkiem był "Goldeneye",który miałem okazję oglądnąć już chyba z sześć razy, i jeszcze mi się nie znudził. Nie muszę chyba mówić za co uwielbiam ten film, bo to oczywiste - bo to Bond, i nic więcej nie trzeba dodawać.
Być może zastanawiacie się dlaczego odszedłem od whomanistycznych tematów. Powód jest prosty, tzn pięćdziesięciolecie filmu. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że 007 jest o rok starszy od Doktora Who. Zwiódł mnie wygląd, bo odcinki Doktora są czarno-białe, a Bonda kolorowe. Tak czy inaczej za rok w listopadzie, będę robił imprezę jego fanów, i mam nadzieję że ostatni Władca będzie lepszy od innych, ponieważ nie chcę się zawieść, gdy nadejdzie koniec.
Pierwszy film z tej serii widziałem przypadkiem, kiedy byłem mały. Wtedy nie miałem pojęcia że to Doktor No, tylko zapamiętałem go jako "film w którym były czachy, wyspa, facet z pistoletem, i jakaś czarownica podobna do Dr Quinn". Wydawał mi się nudny i wyłączyłem po kilku minutach. Za to ulubionym odcinkiem był "Goldeneye",który miałem okazję oglądnąć już chyba z sześć razy, i jeszcze mi się nie znudził. Nie muszę chyba mówić za co uwielbiam ten film, bo to oczywiste - bo to Bond, i nic więcej nie trzeba dodawać.
Być może zastanawiacie się dlaczego odszedłem od whomanistycznych tematów. Powód jest prosty, tzn pięćdziesięciolecie filmu. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że 007 jest o rok starszy od Doktora Who. Zwiódł mnie wygląd, bo odcinki Doktora są czarno-białe, a Bonda kolorowe. Tak czy inaczej za rok w listopadzie, będę robił imprezę jego fanów, i mam nadzieję że ostatni Władca będzie lepszy od innych, ponieważ nie chcę się zawieść, gdy nadejdzie koniec.
poniedziałek, 16 stycznia 2012
Za co kochamy detektywów
Doszły mnie słuchy, że na świecie płaczą z powodu ostatniego odcinka Sherlocka. Jeszcze nie oglądałem, więc nie wiem co wywołuje takie poruszenie. Czyżby on zginął? Chyba nie bo to by oznaczało koniec serialu, choć w na końcu drugiego odcinka była wyraźna sugestia, że ktoś zlecił zabójstwo Sherlocka. Mimo to ciągle mam nadzieję, że jeśli nie będzie końca świata, detektyw - blogger powróci, z jeszcze większą dawką humoru, intryg i zagadek.
Czas chyba napisać za co uwielbiam Sherlocka. Przede wszystkim sukces daje mu genialna, nastrojowa, ścieżka dźwiękowa, przy której normalnie mnie ciarki przechodzą, czuje chłód na plecach, i serce od razu bije szybciej. Drugą bardzo fajną rzeczą, jest wyświetlanie myśli śledczego w formie pewnego rodzaju hologramu. Doskonałość tego efektu mogliśmy zobaczyć gdy udał się do "Pałacu Umysłu", i porządkował w nim wszystkie informacje. Kolejna cecha ulepszająca ten serial do duża dawka humoru. Pojawia się on przede wszystkim w scenach z panią Hudson, a również w innych sytuacjach. Lubię kiedy SH poniża wszystkich, nazywając ich idiotami i śmieciarzami mózgu, oraz gdy Watson udowadnia mu, że nie wie podstawowych rzeczy. To co mnie najbardziej bawi, to Molly Harper, która bezskutecznie, od samego początku próbowała uwieść głównego bohatera. Czasem nawet robiło mi się jej żal, i miałem nadzieję że ją zauważy, co się stało w pierwszym odcinku drugiej serii.
Po tych wrażeniach, jakie przyniósł mi ten miniserial, trudno jest mi wrócić do doktoranckiej rzeczywistości. Ubieram się teraz na styl Sherlocka, i nie wiem co jeszcze się we mnie zmieni. Być może posprzątam w Pałacu Umysłu?
Czas chyba napisać za co uwielbiam Sherlocka. Przede wszystkim sukces daje mu genialna, nastrojowa, ścieżka dźwiękowa, przy której normalnie mnie ciarki przechodzą, czuje chłód na plecach, i serce od razu bije szybciej. Drugą bardzo fajną rzeczą, jest wyświetlanie myśli śledczego w formie pewnego rodzaju hologramu. Doskonałość tego efektu mogliśmy zobaczyć gdy udał się do "Pałacu Umysłu", i porządkował w nim wszystkie informacje. Kolejna cecha ulepszająca ten serial do duża dawka humoru. Pojawia się on przede wszystkim w scenach z panią Hudson, a również w innych sytuacjach. Lubię kiedy SH poniża wszystkich, nazywając ich idiotami i śmieciarzami mózgu, oraz gdy Watson udowadnia mu, że nie wie podstawowych rzeczy. To co mnie najbardziej bawi, to Molly Harper, która bezskutecznie, od samego początku próbowała uwieść głównego bohatera. Czasem nawet robiło mi się jej żal, i miałem nadzieję że ją zauważy, co się stało w pierwszym odcinku drugiej serii.
Po tych wrażeniach, jakie przyniósł mi ten miniserial, trudno jest mi wrócić do doktoranckiej rzeczywistości. Ubieram się teraz na styl Sherlocka, i nie wiem co jeszcze się we mnie zmieni. Być może posprzątam w Pałacu Umysłu?
niedziela, 15 stycznia 2012
'Utracone człowieczeństwo" czyli historia Galifrey według Whomanisty
Po wczorajszej refleksji na temat Władców Czasu, wiele myślałem o tym, jak ludzie mogliby się w nich przekształcić. Doszedłem do wniosku że warto spisać moje przemyślenia na ten temat, nasunął się pomysł stworzenia cyku opowiadań. Przedstawiały by one dzieje człowieczeństwa na skraju upadku, które zaczyna się rozwijać w kierunku nowych idei. Od dziś w każdą niedzielę, będę zamieszczał ich historie w zakładce "Utracone człowieczeństwo". Mam nadzieję że moja twórczość zostanie doceniona, zmotywuje mnie to do dalszych działań, i kontynuacji wyrażania swoich opinii na tymże blogu.
Założyłem również fanpage na facebooku, gdzie oczekuję na opinie, komentarze, i oceny moich wpisów. Zmieniłem wygląd bloga tak, aby korzystało się z jego jak najlepiej. Niewiele umiem, ale dokładam wszelkich starań, czasem myślę cały dzień aby napisać coś z sensem, żeby to miało jakiś skład, wygląd i w ogóle. Dziś mija tydzień od mojej pierwszej notki, i cieszę się że czytacie moje posty, bo niewielu ludzi ma do mnie cierpliwość, nikt mnie nie słucha, a tu mogę wyrażać siebie, pisać co myślę, i mam nadzieję że kogoś to obchodzi.
Przygotowałem parę cytatów z "Let's Kill Hitler" które wykorzystuję w życiu, i chciałbym je teraz zaprezentować. Oto zasady Doktora.
*Doktor kłamie Zasada. 1
*Wiem że się boisz, ale wtedy nie można uciekać. Zasada 7
*Nie bądź celowo poważny. Zasada 27
*Trzeba marnować czas gdy się go nie ma. Czas nie jest twoim szefem. Zasada 408
Założyłem również fanpage na facebooku, gdzie oczekuję na opinie, komentarze, i oceny moich wpisów. Zmieniłem wygląd bloga tak, aby korzystało się z jego jak najlepiej. Niewiele umiem, ale dokładam wszelkich starań, czasem myślę cały dzień aby napisać coś z sensem, żeby to miało jakiś skład, wygląd i w ogóle. Dziś mija tydzień od mojej pierwszej notki, i cieszę się że czytacie moje posty, bo niewielu ludzi ma do mnie cierpliwość, nikt mnie nie słucha, a tu mogę wyrażać siebie, pisać co myślę, i mam nadzieję że kogoś to obchodzi.
Przygotowałem parę cytatów z "Let's Kill Hitler" które wykorzystuję w życiu, i chciałbym je teraz zaprezentować. Oto zasady Doktora.
*Doktor kłamie Zasada. 1
*Wiem że się boisz, ale wtedy nie można uciekać. Zasada 7
*Nie bądź celowo poważny. Zasada 27
*Trzeba marnować czas gdy się go nie ma. Czas nie jest twoim szefem. Zasada 408
sobota, 14 stycznia 2012
Władcy wszystkiego i niczego
Dziś sobota, więc opierając się na założeniu Doctora, jest to dobry dzień na recenzję. Zacznijmy od samego początku, czyli rasy Władców Czasu. Żyli oni na planecie zwanej Galifrey, w konstelacji Kasterborus. Byli jedną z najbardziej rozwiniętych i potężnych raz we wszechświecie, ale spostrzegali ich jako "ciemną masę", ponieważ nie wykorzystywali swojej technologii w ingerowanie w losy wszechświata, ale obserwowali czas i przestrzeń będąc gatunkiem neutralnym. Właśnie przez tą ich cechę, zginęli oni w Wojnie Czasu, w której śmierć poniosło wiele wysoko rozwiniętych cywilizacji, przeżyli tylko nieliczni którzy uciekli. Doktor zawsze ich wspominał jako najwspanialsze istoty, lecz na końcu czasu, Władcy byli najokrutniejszymi z istot, bo niekończąca się wojna zniszczyła ich zupełnie, i ktoś musiał ich zabić aby czas i przestrzeń mogły nadal istnieć. Uważam że byli zbyt radykalni w swoich prawach, i to było powodem ich zguby, i końca cudownej cywilizacji.
Władcy w cechach fizycznych przypominają ludzi, jednak mają wiele przydatnych cech, dzięki którym mogą żyć wiekami. Jedną z nich jest zdolność regeneracji, którą mogą wykorzystać w razie śmierci dwanaście razy, ale gdy zostaną zabici drugi raz, możliwość regeneracji zostaje wstrzymana. Niektórzy tacy jak Mistrz, po trzynastym życiu walczą o przetrwanie, odbierając ciała innym władcom, dzięki temu żył on już około piętnaście razy. Kolejne cechy to niesamowicie wyczulone zmysły, zdolność czucia i widzenia czasu, umiejętność wydalania napromieniania, zdolność samouleczania lekkich ran i utrzymywania się przy życiu i wiele innych. I bardzo ważna rzecz: ma dwa serca i kiedy jedno przestaje bić, wystarczy je uderzyć żeby działały oba.
Dając upust mojej wyobraźni, uważam że Władcy Czasu mogą byli ludźmi z przyszłości, ponieważ byłoby to całkiem możliwe. Byłaby to rasa ludzka z przyszłości która zatraciła człowieczeństwo, ponieważ stworzyli własne technologie, zmienili świat, i uważali się za lepszych ludzi. Inni dalej żyli w rozproszeniu, a oni stworzyli społeczeństwo Władców, drugą ziemię o czerwonej trawie, przepięknej cytadeli, nazwali imieniem które trwa wiecznie - Galifrey. Inżynieria genetyczna osiągnęła taki poziom, że było możliwe stworzenie drugiego serca, i potrafiono uciec od śmierci. Stały się możliwe podróże w czasie i przestrzeni, lecz ile razy to robiono, zawsze kończyło się to nieszczęściem. Dlatego Wysoka Rada zagłosowała za ograniczeniem ich praw, aby zapobiec czemuś gorszemu, czego i tak nie uniknęli - Końcem Wszechświata.
Władcy w cechach fizycznych przypominają ludzi, jednak mają wiele przydatnych cech, dzięki którym mogą żyć wiekami. Jedną z nich jest zdolność regeneracji, którą mogą wykorzystać w razie śmierci dwanaście razy, ale gdy zostaną zabici drugi raz, możliwość regeneracji zostaje wstrzymana. Niektórzy tacy jak Mistrz, po trzynastym życiu walczą o przetrwanie, odbierając ciała innym władcom, dzięki temu żył on już około piętnaście razy. Kolejne cechy to niesamowicie wyczulone zmysły, zdolność czucia i widzenia czasu, umiejętność wydalania napromieniania, zdolność samouleczania lekkich ran i utrzymywania się przy życiu i wiele innych. I bardzo ważna rzecz: ma dwa serca i kiedy jedno przestaje bić, wystarczy je uderzyć żeby działały oba.
Dając upust mojej wyobraźni, uważam że Władcy Czasu mogą byli ludźmi z przyszłości, ponieważ byłoby to całkiem możliwe. Byłaby to rasa ludzka z przyszłości która zatraciła człowieczeństwo, ponieważ stworzyli własne technologie, zmienili świat, i uważali się za lepszych ludzi. Inni dalej żyli w rozproszeniu, a oni stworzyli społeczeństwo Władców, drugą ziemię o czerwonej trawie, przepięknej cytadeli, nazwali imieniem które trwa wiecznie - Galifrey. Inżynieria genetyczna osiągnęła taki poziom, że było możliwe stworzenie drugiego serca, i potrafiono uciec od śmierci. Stały się możliwe podróże w czasie i przestrzeni, lecz ile razy to robiono, zawsze kończyło się to nieszczęściem. Dlatego Wysoka Rada zagłosowała za ograniczeniem ich praw, aby zapobiec czemuś gorszemu, czego i tak nie uniknęli - Końcem Wszechświata.
piątek, 13 stycznia 2012
Koniec starego, początek nieznanego
Ostatni dzień pierwszego półrocza, minął całkiem spokojnie, a ja zauważyłem że uczę się okresami, tzn w pierwszym dobrze, w drugim źle i na odwrót. Miałem dziś również przykre doświadczenie, bo pewna osoba, perfidnie skrytykowała moją osobę i bloga, i miałem już zakończyć moją przygodę z pisaniem. Mimo to jestem, i nie zamierzam czytać jakichś durnych komentarzy, a jeśli coś komuś nie odpowiada, to niech pilnuje swoich spraw, a nie wyśmiewa innych.
Okropnie mi się nudzi, nie wiem czy to ciśnienie, czy co. Nawet odcinek z Gwen w roli Gwinnett, w którym pojawia się tekst Doktora do Dickensa "jestem twoim megafanem", już mnie nie śmieszy. To pewnie wina tego, że pewny rozdział życia mam za sobą, i chcę z nowymi postanowieniami ruszyć w nowy okres. Czas w którym wszystko się zmieni, na lepsze lub gorsze, będzie koniec świata, moja osiemnastka, pierwsze praktyki w zawodzie, i będę pisał bloga jak Dr Watson i umieszczał na nim swoje przemyślenia związane z życiem, Whomanistyką, Sherlockologią. Może zdam prawo jazdy, byłbym wtedy lepszy od Doktora, bo on oblał egzamin na jazdę Tardisem. Ale według moich zasad liczą się umiejętności, a nie papierki, chociaż papierki też się przydają. Papierki są cool, a zwłaszcza kiedy widnieje na nich Tardis, Dalekowie, lub wizerunek Doktora. Właśnie taki przykleiłem dziś do swojego telewizora, i pokazałem tacie, a on powiedział żebym to schował, bo on nie wytrzyma nerwowo i nie chce mieć koszmarów. Na całe szczęście, plakat jest tak ułożony że widzę go tylko ja, tzn nałożyłem na niego filtr percepcyjny poziomu pierwszego, i kiedy leżę lub siedzę w swoim Tardisowym łóżku, na wprost od siebie widzę mojego Doktora.
Oficjalnie nie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy, bo będę taki dopiero gdy będę miał w posiadaniu wszystkie odcinki Doktora, znał każdy wers na pamięć, a mądrości tego serialu, wykorzystywał w problemach dnia codziennego. Podstawą jest znać zasady i je stosować, co ja już zaczynam robić, chociaż wcale mi to nie wychodzi, bo znajomi zawsze mówią że jestem głupi. A ja po prostu, jestem sobą, jestem szczery, inni niech myślą co chcą. Jestem jaki jestem, i nic tego nie zmieni, a jaki jestem nie wiem sam, osądźcie mnie sami.
Okropnie mi się nudzi, nie wiem czy to ciśnienie, czy co. Nawet odcinek z Gwen w roli Gwinnett, w którym pojawia się tekst Doktora do Dickensa "jestem twoim megafanem", już mnie nie śmieszy. To pewnie wina tego, że pewny rozdział życia mam za sobą, i chcę z nowymi postanowieniami ruszyć w nowy okres. Czas w którym wszystko się zmieni, na lepsze lub gorsze, będzie koniec świata, moja osiemnastka, pierwsze praktyki w zawodzie, i będę pisał bloga jak Dr Watson i umieszczał na nim swoje przemyślenia związane z życiem, Whomanistyką, Sherlockologią. Może zdam prawo jazdy, byłbym wtedy lepszy od Doktora, bo on oblał egzamin na jazdę Tardisem. Ale według moich zasad liczą się umiejętności, a nie papierki, chociaż papierki też się przydają. Papierki są cool, a zwłaszcza kiedy widnieje na nich Tardis, Dalekowie, lub wizerunek Doktora. Właśnie taki przykleiłem dziś do swojego telewizora, i pokazałem tacie, a on powiedział żebym to schował, bo on nie wytrzyma nerwowo i nie chce mieć koszmarów. Na całe szczęście, plakat jest tak ułożony że widzę go tylko ja, tzn nałożyłem na niego filtr percepcyjny poziomu pierwszego, i kiedy leżę lub siedzę w swoim Tardisowym łóżku, na wprost od siebie widzę mojego Doktora.
Oficjalnie nie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy, bo będę taki dopiero gdy będę miał w posiadaniu wszystkie odcinki Doktora, znał każdy wers na pamięć, a mądrości tego serialu, wykorzystywał w problemach dnia codziennego. Podstawą jest znać zasady i je stosować, co ja już zaczynam robić, chociaż wcale mi to nie wychodzi, bo znajomi zawsze mówią że jestem głupi. A ja po prostu, jestem sobą, jestem szczery, inni niech myślą co chcą. Jestem jaki jestem, i nic tego nie zmieni, a jaki jestem nie wiem sam, osądźcie mnie sami.
czwartek, 12 stycznia 2012
Jak przełamać lody i się nie wywrócić
Dziś czwartek, więc jak zwykle miałem lekcję obsługi konsumenta. Uczyliśmy się nakrywać do jadłospisu podstawowego i rozszerzonego. Nie jestem jakimś Mistrzem kelnerstwa, ale starałem się to robić jak najlepiej, więc układałem, przenosiłem, talerze, sztućce, kieliszki, no i serwetki oczywiście. Przy czym starałem się uniknąć zetknięcia ze szkłem, bo ręce tak mi latają jak kosmici nad Londynem. Doktor w wielu odcinkach pokazał wszystkie swoje umiejętności związane z obsługą, kiedy np wystrzelił szampanem w gumowego Mikiego, albo gdy z Rose obsługiwali przyjęcie jej matki w świecie równoległym. On ma to szczęście że radzi sobie dobrze we wszystkich dziedzinach a ja się muszę uczyć. Chociaż w odcinku "Rodzina Krwi", Martha powiedziała mu że jako człowiek jest beznadziejny.
Ja znów od trzech tygodni chodzę na lodowisko, i usiłuję nauczyć się jeździć na łyżwach, jednak zawsze gdy już miałem wejść coś mnie powstrzymywało. Postanowiłem się przełamać i wszedłem na lód. Pomyślałem sobie "koniec, zabije się", ale jednak moje nogi nie miały tego w planie. Zacząłem jeździć trzymając się barierki, ale to nie była jazda, tylko raczej szuranie butami. Wtem przypomniało mi się jak Doktor zabrał swoją żonę, River Song, na łyżwy na jarmarku na zamarzniętej Tamizie w 1814r. i nakłonił Steviego Wondera żeby dla nich zaśpiewał, i zadecydowałem że muszę się przełamać bo inaczej nic w życiu nie osiągnę, a co najważniejsze nie będę podobny do mojego ideału. Wjechałem na środek tafli i ... jeździłem. Zeszło mi na tym dwie godziny, i pewnie zostałbym dłużej, gdyby mnie nie poturbowała dziewczyna łudząco podobna do Amy Pond. Skręciłem sobie rękę, ale warto było spróbować czegoś nowego, niż siedzieć na fejsbuku. Gdy tylko ręka mi się zregeneruje, i przestaną boleć kolana, wracam na lód.
Geronimo!!!
Ja znów od trzech tygodni chodzę na lodowisko, i usiłuję nauczyć się jeździć na łyżwach, jednak zawsze gdy już miałem wejść coś mnie powstrzymywało. Postanowiłem się przełamać i wszedłem na lód. Pomyślałem sobie "koniec, zabije się", ale jednak moje nogi nie miały tego w planie. Zacząłem jeździć trzymając się barierki, ale to nie była jazda, tylko raczej szuranie butami. Wtem przypomniało mi się jak Doktor zabrał swoją żonę, River Song, na łyżwy na jarmarku na zamarzniętej Tamizie w 1814r. i nakłonił Steviego Wondera żeby dla nich zaśpiewał, i zadecydowałem że muszę się przełamać bo inaczej nic w życiu nie osiągnę, a co najważniejsze nie będę podobny do mojego ideału. Wjechałem na środek tafli i ... jeździłem. Zeszło mi na tym dwie godziny, i pewnie zostałbym dłużej, gdyby mnie nie poturbowała dziewczyna łudząco podobna do Amy Pond. Skręciłem sobie rękę, ale warto było spróbować czegoś nowego, niż siedzieć na fejsbuku. Gdy tylko ręka mi się zregeneruje, i przestaną boleć kolana, wracam na lód.
Geronimo!!!
środa, 11 stycznia 2012
W oczekiwaniu na przyszłość przeszłości
Z niecierpliwieniem czekam na pewien bardzo ważny dla mnie list. Jest to świąteczny numer SFX, i już się nie mogę doczekać, widoku samej okładki, a co dopiero zawartości! Pobieranie odcinków mi słabo idzie, ale czemu się dziwić skoro to 126 GB, plus koło 10 GB nowych serii. Kiedyś może będę miał wszystkie jeśli mi nie siądzie laptop, i wystarczy dysku. Dziś miałem dosyć ponury dzień w związku z końcem półrocza, ale poszedłem do szkoły bo, jak niektórzy wiedzą, zasada 7 mówi o tym że nie wolno uciekać, nawet kiedy się bardzo boi. Cudem jednak udało mi się zdać część przedmiotów, i mam czas na to żeby obejrzeć ''The Hound of the Baskervilles".
Wiele razy zastanawiałem się nad podróżą w czasie dla rozwiązania, problemów. Jednak chociażby to było możliwe, to niewiele możemy wpłynąć na przeszłość, ponieważ stworzylibyśmy niekończący się paradoks. Powiedzmy że chcę cofnąć się do lat sześćdziesiątych, by ocalić zaginione odcinki "Doktora Who", i przyjmijmy że je schowałem tak aby doczekały dzisiejszych czasów. Ale jeśli one już tu będą to co by się stało ze mną, czy w kółko bym krążył w tych dwóch miejscach czasu, czy stworzyła by się alternatywna wersja zdarzeń, a w najgorszym wypadku mógłbym być wymazany z historii. Tak czy inaczej własnej przeszłości nie wolno zmieniać, a nam whomanistom pozostaje mieć nadzieję, że pewnego dnia odzyskamy stracone epizody tego wspaniałego serialu.
A tak poza tym na informatyce, uczyliśmy się obsługi i zastosowania programu Irfanview. Zrobiłem mozaikę z Tardisów, szkoda tylko że nie jest niebieska, a różowa jak "Studium w różu". Pierwszy raz za coś związanego z Doktorem dostałem piątkę, tzn "za pomysłowość, chęci, i dobre wykonanie". Grafikę tą umieszczam poniżej.
PS - Kojarzycie tytuł na blogu Watsona "Blondyna w kropki"? Bo mnie to rozwaliło :)
Wiele razy zastanawiałem się nad podróżą w czasie dla rozwiązania, problemów. Jednak chociażby to było możliwe, to niewiele możemy wpłynąć na przeszłość, ponieważ stworzylibyśmy niekończący się paradoks. Powiedzmy że chcę cofnąć się do lat sześćdziesiątych, by ocalić zaginione odcinki "Doktora Who", i przyjmijmy że je schowałem tak aby doczekały dzisiejszych czasów. Ale jeśli one już tu będą to co by się stało ze mną, czy w kółko bym krążył w tych dwóch miejscach czasu, czy stworzyła by się alternatywna wersja zdarzeń, a w najgorszym wypadku mógłbym być wymazany z historii. Tak czy inaczej własnej przeszłości nie wolno zmieniać, a nam whomanistom pozostaje mieć nadzieję, że pewnego dnia odzyskamy stracone epizody tego wspaniałego serialu.
A tak poza tym na informatyce, uczyliśmy się obsługi i zastosowania programu Irfanview. Zrobiłem mozaikę z Tardisów, szkoda tylko że nie jest niebieska, a różowa jak "Studium w różu". Pierwszy raz za coś związanego z Doktorem dostałem piątkę, tzn "za pomysłowość, chęci, i dobre wykonanie". Grafikę tą umieszczam poniżej.
PS - Kojarzycie tytuł na blogu Watsona "Blondyna w kropki"? Bo mnie to rozwaliło :)
wtorek, 10 stycznia 2012
Sieciowy śledczy powraca
Dziś poszedłem laminować świąteczny plakat Doktora. Nie był to mój ulubiony odcinek ale cóż, nie wszystko może być idealne. Za to zacząłem oglądać Sherlocka i to mi zrekompensowało wszystkie błędy Moffata. Jak niektórzy pamiętają, w ostatnim odcinku pierwszej serii, Jim Moriarty zjawił się na jakimś basenie, a oprócz niego Sherlock z Watsonem. John był obłożony ładunkami wybuchowymi a Sherlock po ich zdjęciu, zdawał się być zdecydowany by wysadzić wszystkich w powietrze.
I tak Moff trzymał nas w napięciu prawie rok żebyśmy usłyszeli jakiś dzwonek z filmu.Ta jego mina jak usłyszał u takiego mordercy - psychopaty melodię z "Gorączki Sobotniej Nocy" , to chyba rozbroiła wszystkich. Dalsza część odcinka ukazała wątek miłosny który przełamał kanon "Sherlocka", i pokazała go od zupełnie innej strony. Najbardziej w tym odcinku wzruszyła, mnie scena z Molly, którą Holmes jak zwykle zaczął rozszyfrowywać. Kiedy już powiedział że bardzo przygotowała siebie i prezent, to stwierdził że bardzo musi zależeć tej na tej osobie i że ją prawdopodobnie kocha, i wtedy dopiero zorientował się że jest to prezent dla niego. Ku zdziwieniu wszystkich przeprosił (ale Watson wtedy zrobił oczy!!! :)
Kobieta która wyraźnie interesowała Sherlocka to niejaka Irina Adler czy jakoś tam. Powierzyła mu ona telefon od którego zależało jej życie, a co najlepsze w jego komórce ustawiła swój jęk jako dźwięk od wiadomości. On wypełnił swoje zadanie wyrzucając przy tym pewnego agenta dziesięć razy przez okno. Oficjalnie zabito ją dwa razy ale z tego co wiemy, na egzekucji gdy wysłała ostatniego SMS-a do niego, wtem jej katowi, wyrwał się odgłos "Ahh"
I tak Moff trzymał nas w napięciu prawie rok żebyśmy usłyszeli jakiś dzwonek z filmu.Ta jego mina jak usłyszał u takiego mordercy - psychopaty melodię z "Gorączki Sobotniej Nocy" , to chyba rozbroiła wszystkich. Dalsza część odcinka ukazała wątek miłosny który przełamał kanon "Sherlocka", i pokazała go od zupełnie innej strony. Najbardziej w tym odcinku wzruszyła, mnie scena z Molly, którą Holmes jak zwykle zaczął rozszyfrowywać. Kiedy już powiedział że bardzo przygotowała siebie i prezent, to stwierdził że bardzo musi zależeć tej na tej osobie i że ją prawdopodobnie kocha, i wtedy dopiero zorientował się że jest to prezent dla niego. Ku zdziwieniu wszystkich przeprosił (ale Watson wtedy zrobił oczy!!! :)
Kobieta która wyraźnie interesowała Sherlocka to niejaka Irina Adler czy jakoś tam. Powierzyła mu ona telefon od którego zależało jej życie, a co najlepsze w jego komórce ustawiła swój jęk jako dźwięk od wiadomości. On wypełnił swoje zadanie wyrzucając przy tym pewnego agenta dziesięć razy przez okno. Oficjalnie zabito ją dwa razy ale z tego co wiemy, na egzekucji gdy wysłała ostatniego SMS-a do niego, wtem jej katowi, wyrwał się odgłos "Ahh"
poniedziałek, 9 stycznia 2012
Kontrolka Soniczna
Dziś postanowiłem zbierać Doktorowe gadżety. Mam już takie rzeczy jak śrubokręt ultradżwiękowy, plakat, i jak każdy szanujący się Whovian zawsze noszę przy sobie banana, szczególnie na imprezy. Tak sobie myślę, po co wydawać kupę kasy na oryginalne zabawki, skoro każdy może coś stworzyć sam. Albo kupić coś podobnego. W każdym razie, w sklepie z elektroniką można kupić coś takiego jak kontrolka. Wygląda jak śrubokręt, przy tym ma fajny wygląd, no i najważniejsze jest to że świeci. Jedyna wada to taka, że gdy nie umiemy się nim obsługiwać, może się to skończyć tragicznie, a ludzie jak na razie nie mają możliwości regeneracji. Wniosek wysuwa się taki że jeśli masz śrubokręt soniczny, to trzymaj go w kieszeni a nie w ... kontakcie:)
niedziela, 8 stycznia 2012
Doktor na polskich dróżkach
Gdy wszystko nie ma sensu, gdy tracisz wszystko co miałeś, zaczynasz zastanawiać się nad życiem. Moje nigdy nie było idealne, począwszy od problemów zdrowotnych, kończąc na społecznych. Czasem jednak zjawia się coś, co zmienia człowieka na zawsze, jego spojrzenie na świat, oraz jego osobowość. W moim przypadku był to serial "Doctor Who". Sprawił on że zacząłem szerzej widzieć to co nas otacza, troski dnia codziennego odchodziły w niepamięć, a wszystko stawało się lepsze. Dla mnie Doktor to nie tylko fikcyjna postać, ale inspiracja i sens istnienia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)